Z pozoru Internet daje dostęp do dowolnych informacji, naukowych czy światopoglądowych. W praktyce poruszamy się w bardzo ograniczonym obszarze, zwanym bańką informacyjną. To może być zgubne dla naszych dzieci ale i dla nas samych.
Nie stoi za tym żadna wyższa inteligencja, a po prostu algorytmy. Problem nagłaśnia między innymi Tristan Harris, absolwent uniwersytetu Stanford, przez wiele lat etyk w Google, a obecnie prezes fundacji walczącej o etyczne technologie informatyczne (Center for Humane Technology).
Korzystamy z różnorodnych mediów społecznościowych i np. wyszukiwarek. Algorytmy – zarówno googlowskie, jak wbudowane w poszczególne media społecznościowe zbierają dane dotyczące tego, co najczęściej wyszukujemy, co przyciąga i utrzymuje naszą uwagę.
Harris nazwał to walką o uwagę i czas użytkownika. Jest to o tyle ważne, że „darmowe” usługi zarabiają na treściach reklamowych. Dlatego zbierają informacje o preferencjach użytkowników po to, by dopasowywać do nich reklamy. Im więcej czasu spędzasz na danej platformie, tym więcej reklam zobaczysz, a może nawet klikniesz i kupisz. Na tym zarabia właściciel platformy. Oczywiście to nie reklamy przyciągają użytkownika. Użytkownika przyciągają publikacje innych osób na ważne dla niego, emocjonujące tematy.
Korzystając z nowego medium zauważamy, że z czasem staje się ono coraz bardziej interesujące. To zasługa algorytmów wychwytujących treści skupiające naszą uwagę i prowokujące reakcje. Algorytmy zaczynają eliminować z zasięgu wzroku treści „nudne” , które tylko przelatujemy wzrokiem, a pojawia się więcej treści dla nas interesujących. W rezultacie spędzamy tam coraz więcej czasu.
W praktyce oznacza to, że treści niezgodne z naszymi preferencjami znikają z pola widzenia. Można to pokazać na przykładzie.
Trzynastoletnia dziewczyna o niskim poczuciu własnej wartości zaczyna obserwować w mediach społecznościowych celebrytkę, którą uważa za wspaniałą osobę. Obserwuje, chciałaby być taka jak ona. Algorytmy podchwytują to zainteresowanie i podpowiadają obserwowanie innych celebrytek oraz porad – co można zrobić by być taką jak one. Oczywiście jest to kusząca perspektywa. Dziewczyna zaczyna śledzić porady, w których pojawia się podpowiedź – aby być popularnym należy mieć taki a taki światopogląd, a poza tym umieszczać „śmiałe” zdjęcia w internecie. Zatem m.in. Pojawiają się video poradniki, jak zrobić zdjęcie, które nie narusza standardów danego medium społecznościowego, ale jest erotyczne. Dziewczynkę zaczynają otaczać przekazy sugerujące, lub mówiące wprost, że jej wartość zależy od stopnia „wyzwolenia” z krępującej, niedzisiejszej moralności seksualnej. Zaczyna się jej wydawać, że autoseksualizacja jest normą, że wszyscy tak funkcjonują. Znajomi sugerujący inaczej znikają z jej pola widzenia, czy wręcz są przez nią blokowani, za to ma coraz więcej internetowych znajomych myślących podobnie jak ona teraz. Zostaje zamknięta w bańce informacyjnej, do której nie dociera przekaz, że można budować poczucie własnej wartości w inny sposób.
W praktyce oznacza to, że np. dziecko szukające w Internecie rozwiązania swoich problemów (np. emocjonalnych) będzie wpadało w bańkę informacyjną, kreowaną przez algorytmy podsuwające popularne, przepełnione emocjami treści generowane z reguły przez inne osoby zaburzone.
Co z tym można robić?
- Kieruj dziecko ku wartościowym materiałom spoza jego bańki informacyjnej (polecamy np. nasz portal dla młodzieży www.pytam.edu.pl)
- Wyrabiaj nawyk sprawdzania wiarygodności informacji zanim się ją polubi lub udostępni dalej.
- Uczestnicz w życiu wirtualnym dziecka, podsyłając mu wartościowe filmiki, infografiki, artykuły i rozmawiając o nich.
- Nakłaniaj do stania się wartościowym źródłem informacji dla wirtualnych przyjaciół – może prowadzić wartościowego bloga, videobloga, czy grupę w mediach społecznościowych.